Tzw. neoliberalizm, to w dużej części globalizacja i jej skutki. Postępująca globalizacja (nie od dzisiaj) stworzyła potrzebę rozciągnięcia regulacji działań rynkowych na skalę globu. Tak powstały międzynarodowe instytucje finansowe i tak uzyskały w nich wpływy gremia pochodzące z różnych instytucji narodowych, które to gremia z kolei nabrały nowego, nieformalnego znaczenia sprawczego w globalnej skali.
Neoliberalizm narodził się z chwilą utworzenia Kompanii Wschodnioindyjskiej, ale na upartego można uznać, że wędrówki ludów do Europy i w Europie również były formą globalizacji, podobnie jak wędrówki karawan handlowych do i z Chin.
KW była pierwszą instytucją o zasięgu, co prawda selektywnym, lecz jak na ówczesne czasy, stan organizacji i zagospodarowania świata – o zasięgu globalnym. Za tym poszły instytucje finansowe, bo tam gdzie jest rynek, tam muszą działać banki.
Globalizacja raczkowała przez kilka wieków i w drugiej połowie 20 wieku wybuchła z całą siłą. W tym czasie kraje nierozwinięte, biedne, nie mające surowców, a posiadające już kapitał społeczny, a także kraje rozwinięte, mające kapitał społeczny a łaknące surowców i rynków marzyły o globalizacji, tej pod swoim kierownictwem. Takie idee były między innymi przesłankami do rozpoczęcia wojny światowej, szczególnie ze strony Japonii.
Dalej już poszło szybko, rozwój nowych technologii, telekomuniukacji, transportu, informatyki dał napęd globalnym działaniom.
Natura neoliberalizmu (pojęcie cokolwiek płynne, szczególnie na niniejszym blogu) i globalizacji mu towarzyszącej nie jest taka prosta, jak chcieliby jej apologeci, czy wrogowie – przyjaźnie wolnorynkowa dla wszystkich lub zdecydowanie wroga, szczególnie dla gospodarek lokalnych.
Konkurencja na rynku nadal trwa, ale ma charakter globalny i obejmuje nie tylko podmioty gospodarcze w rodzaju banków, czy producentów aut lecz całe państwa.
Dzisiaj się okazuje, że neoliberalizm praktyczny, to nie ten liberalizm o którym marzyli wielcy – maszynka, która sama się kręci i z której po wrzuceniu pomysłów, pracy i kapitału wyskakują tylko korzyści.
Dziś USA zmuszone zostały (przez siebie) do podjęcia najbardziej nieneoliberalnych działań w historii, czyli zrzucania gotówki z helikopterów. Długi niegdyś rokujących dobrze na przyszłość państw są nie do ogarnięcia, wskaźniki makroekonomiczne robią co chcą, nie słuchają porad ani prognoz decydentów, jeżdżą po skali jak kolejka górska w wesołym miasteczku.
Dla Japonii, której siłą był kapitał ludzki a powojenne przyspieszenie globalizacji ratunkiem, wybawieniem z tarapatów bezwarunkowej kapitulacji, nagle po pięćdziesięciu latach zasysania do kraju korzyści z globalizacji stanęła w obliczu tego samego zjawiska, które ją do niedawna zbawiało – kapitał (a z anim przemysł) płynie tam gdzie mu lepiej – teraz Japonii do Chin, do płd-wsch. Azji.
Japonia staje w obliczu trendu, który dał się we znaki szeregu krajom Europy. Kraj Kwitnącej Wiśni się dezindustrializuje, między innymi na rzecz Chin, Malezji, Korei Południowej. Premierowi Japonii pozostał ino kapelusz i wreszcie się zdecydował – a co tam, USA to robią, Japonia może również spróbować – rozpoczął zrzucanie pieniędzy z helikopterów.
Neoliberalizm nie jest tak prosty, jak go malują doktrynerzy anty neoliberalni. W Japonii Korei Płd., w Chinach Goldmann and Sachs niewiele ma do gadania.
Drobnym przykładem ilustrującym konflikt – wąsko pojmowany interes państwa kontra globalizacja widzimy w Rosji, gdzie ni z gruszki ni z pietruszki, bez odpowiednio wcześniejszych komunikatów wprowadzono lokalne opłaty dla TIRów, które są sprzeczne z opłatami ustalonymi i przyjętymi przez Rosję w organizacji międzynarodowej, która została powołana do nadzoru i regulacji w transporcie międzynarodowym, która się nazywa TIR. TIR jest wytworem globalizacji – jakoś ten transport musi być uregulowany.
Czy takie regulacje są możliwe w innych dziedzinach? Czy państwa broniąc się przed negatywnymi skutkami globalizacji mogą i powinny wprowadzać swoje własne działania deglobalizacyjne? Czy jest możliwe odcinanie się od globalizacji bez popadania w autarkizację? Czy wszystkie państwa mogą sobie na to pozwolić? Do czego mają odwoływać się państwa o słabszych (mniejszych) gospodarkach – do jakich instytucji, do jakich doktryn, do których szkół ekonomicznych?
Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Ostatnie gwałtowne protesty w sprawie paktu fiskalnego w Unii Europejskiej świadczą o tym, że gospodarki i ludzie są w różnym stopniu gotowe do integracji.
Globalizacja, to mechanizm i jako taki jest bezmyślny. Czy ten mechanizm da się okiełznać?
Alterglobaliści właśnie na tym pytaniu zbudowali swój sprzeciw. Mówią oni – nie da się okiełznać, można go tylko podrasować, lecz i tak będzie wtedy służył wielkim, a nie wszystkim. Alterglobaliści nie chcą żadnych światowych instytucji, żadnych zakulisowych dyrygentów, nie chcą żadnych rządów światowych, a jednocześnie chcą przyjaźni, zrozumienia i współpracy. Opartej na czym? To jest potężny dylemat.
Być może, gdyby Ziemia była większa, byłoby więcej terenów do odkrywania i zagospodarowania, bylibyśmy ciężsi i wolniejsi, zajęłoby to ludziom więcej czasu i dziś być może jeszcze lepilibyśmy garnki bez koła i martwili się, czy da się coś upolować lub uzbierać na jutro. Lecz prędzej czy później (co to jest 10 000, czy 100 000 lat w historii planety) nadszedł by ten moment i dylematy globalizacyjne natarłyby na ludzkość z całą mocą.
Ciekawe jak przeszły ten etap cywilizacje na innych planetach ? Czy w ogóle zaistniały tam doktryny neoliberalne i pojawili się alterglobaliści?